W ostatnim czasie obserwujemy co raz więcej sytuacji, w której firmy, mimo złożenia najkorzystniejszych ofert, wycofują się z postępowań i nie podpisują kontraktów. Lawinowo rośnie liczba postępowań, w których budżet zamawiającego jest znacznie przekroczony. Uwagę zwracają największe kontrakty jak ten w Świnoujściu, ale najgorzej jest w samorządach.
Czy mamy do czynienia z początkiem wcześniej zapowiadanego kryzysu w branży budowlanej? Wszystkie dane i symptomy na to wskazują. O ile już dużo wcześniej branża donosiła o problemach z dostępnością rąk do pracy, wzroście płac oraz cen materiałów budowlanych, to kilka ostatnich tygodni pozwala na wysnucie wniosku, że sytuacja na rynku inwestycji infrastrukturalnych się pogarsza. Nie ma tygodnia aby w kolejnych postępowaniach, otwarcie ofert kończyło się znacznym przekroczeniem budżetu zamawiającego lub nawet brakiem złożonych ofert w ogóle. O ile jeszcze dwa czy trzy lata temu o kilkunastomilionowe inwestycje ubiegało się od 5 do nawet 10 oferentów, obecnie często jest ich dwóch, trzech. Na łamach Rynku Infrastruktury czytamy o kolejnych firmach, które mimo najlepszej złożonej oferty nie decydują się na podpisanie umowy z zamawiającym.
Kolosalne problemy w samorządach
Kiedy nasze oczy skupione są na największych inwestycjach drogowych czy kolejowych, które z zainteresowaniem śledzi cała branża, największe dramaty mają miejsce w zamówieniach sektora samorządowego. To właśnie tam ceny robót budowlanych poszybowały w górę najbardziej i już od wielu miesięcy włodarze miast, gmin i powiatów mierzą się z problemem albo braku wykonawców albo z ofertami znacznie przekraczającymi środki zarezerwowane na te cele w wieloletnich programach inwestycyjnych. Oznacza to, że de facto w naszym najbliższym sąsiedztwie powstanie mniej dróg, szpitali czy szkół, bo potencjalnych wykonawców nie interesują już tak bardzo kontrakty za kilka milionów kiedy mogą wybierać w tych kilkunasto- i kilkudziesięciomilionowych.
Minimalne marże i co raz więcej upadłości
Również dane statystyczne dotyczące branży budowlanej są nieubłagane i nie pozwalają na optymizm. W I półroczu tego roku liczba upadłości firm budowlanych wzrosła o 18 proc., a upadłości w budownictwie miały 55-proc. udział w łącznej liczbie postępowań. Średnie opóźnienia płatności w budownictwie sięgają niemal 116 dni (wzrost o 32 dni w skali roku). Choć w wielu firmach rosną obroty, to zmniejsza się zyskowność. Rentowność nawet najlepszych wykonawców nie przekracza 4%, przeciętnie dla branży budowlanej po pierwszym kwartale bieżącego roku wyniosła jedynie 1,4%. Jest to wynik bardzo niski, jeśli pomyślimy, że właśnie zbliżamy się do szczytu górki inwestycyjnej największego boomu budowlanego od wielu, wielu lat. To właśnie teraz firmy powinny realizować największe kontrakty i notować największe zyski, jak również budować portfolio referencji pozwalających im wejść na nowe np. zagraniczne rynki. Taka sytuacja miała miejsce podczas boomu inwestycyjnego w Hiszpanii czy Włoszech, gdzie powstały silne firmy realizujące inwestycje na całym świecie, również w Polsce. Niestety na naszym rodzimym rynku tendencja wydaje się być odwrotna – kontrakty realizowane są na minimalnych marżach a większość ryzyk w umowach przypisana jest po stronie wykonawcy. Oczywiście najwięksi gracze wyciągnęli wnioski z poprzedniego kryzysu i w nową perspektywę weszli uzbrojeni przede wszystkich w prawników. Oznacza to, że wszystkie negatywne konsekwencje trudności, jakie ma przed sobą branża budowlana, będą dotyczyć w pierwszej kolejności szerokiego grona podwykonawców. To właśnie ich najbardziej dotykają zatory płatnicze oraz brak możliwości waloryzacji cen, mimo że presja na wyższe wynagrodzenia pracowników oraz wzrost cen materiałów są ogromne. Dlaczego się tak dzieje? Dlaczego oferenci nie chcą podpisywać umów z zamawiającym mimo, złożenia najkorzystniejszych ofert? Często po kilku rozprawach w KIO i skutecznej obronie przed zarzutem rażąco niskiej ceny? Oczywiście w wielu przypadkach jest tak, że na innych kontraktach realizowanych przez danego oferenta następuje kumulacja złych czynników wspomnianych wcześniej. Wiedząc o tym, że założenia z czasu przygotowania oferty są już nieaktualne albo bardzo ryzykowne, wykonawca po prostu nie chce zawierać kolejnego tak wycenionego kontraktu. W przypadku bardzo medialnej sprawy Alstaldi, które zrezygnowało z budowy tunelu pod Świną, warto wspomnień również o innym, dodatkowym czynniku, który na pewno miał wpływ na całe postępowanie. Należy zauważyć, że od daty ogłoszenia przetargu do wyboru wykonawcy minęło dwa lata, a od daty składania ostatecznych ofert – rok. W tym przypadku zamawiający zdecydował się na procedurę ograniczoną, czyli zawężenie grona potencjalnych wykonawców. Niestety zabieg ten się nie udał, bo ostatecznie wszystkich 14 oferentów dopuszczono do składania ofert. Niemniej jednak niemalże na każdym etapie mieliśmy do czynienia z odwołaniami i licznymi pytaniami potencjalnych wykonawców. Co obnaża kolejną bolączkę rynku publicznych inwestycji infrastrukturalnych, czyli niedoskonałe prawo zamówień publicznych. Brzemienne w skutkach jest również zachowawcze podejście zamawiających do tematów nieszablonowych i skomplikowanych. Być może akurat w takich przypadkach lepiej było postawić na dialog konkurencyjny? W przypadku postępowań takich jak zaprojektowanie i budowa tunelu pod Świną, czyli takich o skomplikowanym przedmiocie zamówienia, złożonych uwarunkowaniach finansowych lub prawnych inwestycji, zwłaszcza generującym wysokie ryzyko dla wykonawcy o wiele lepsze wydają się być postępowania etapowe, oparte na dialogu z branżą. Postępowanie takie dają większą szansę na wyłonienie rzetelnego wykonawcy, a przede wszystkim na bezproblemową i terminową realizację zamówienia. Im mniej elementów niejasnych, niewyjaśnionych i po prostu ryzykownych tym mniejsza „szansa” na wystąpienie czynników nieprzewidzianych, a przed wszystkim spornych w toku realizacji. Oczywiście trzeba mieć świadomość, że na początkowym etapie procedura taka jest bardziej długotrwała, bo kwalifikacja wykonawców dokonywana w pierwszym etapie. Ma to natomiast tę zaletę, że ogranicza ich liczbę do najlepiej kwalifikowanych do wykonania zamówienia, ale i tę że do etapu kolejnego przystępuje się już w momencie, kiedy wykonawcy są zweryfikowani pod względem spełniania warunków udziału i braku podstaw wykluczenia. W takim przypadku nie ma więc ryzyka że na tym tle przy wyborze oferty najkorzystniejszej dochodzić będzie do sporów lub wielokrotnych odwołań, te bowiem będą rozstrzygnięte wcześniej. Przy projektach skomplikowanych, że co do zasady specyfikację istotnych warunków zamówienia tworzy się po przeprowadzeniu rozmów z wykonawcami – co powoduje że nie ma potrzeby jej wielokrotnego zmieniania, jak również wycena nie ulega tak szybko dezaktualizacji. Trzeba zwrócić uwagę na fakt, że dokumentacja niedostatecznie omówiona i wyjaśniona może być jednym z powodów, dla którego oferty nie zostaną złożone, albo będzie ich mało. Prawdopodobnie tak było w tym przypadku, skoro z 14 potencjalnych wykonawców, oferty złożyło jedynie 4 konsorcja.
Lepiej nie będzie?
Niestety przykład Astaldi dobitnie pokazuje, że długotrwałość oraz stopień skomplikowania procedur przetargowych wiąże się także z dodatkowym ryzykiem nieudzielenia zamówienia. Oferenci z uwagi na fakt, że w czasie trwania postępowania uzyskali inne zamówienia albo ich podwykonawcy takowe uzyskali, a bez tych podwykonawców sami nie są w stanie realizować zamówienia, ewentualnie wykonawcy czy podwykonawcy nie są zainteresowani realizacją zamówienia po cenie ofertowej w związku z dynamicznym wzrostem cen, mogą po prostu odmawiać podpisania umowy, co jak widać dzieje się coraz częściej.
Źródło: rynekinfrastruktury.pl
Chcesz dowiedzieć się więcej? Czytaj aktualności techniki budowlanej - zamów:
Bezpłatny egzemplarz Prenumeratę